piątek, 19 lutego 2016

od Stiles - CD Michael'a

Ile można czekać, aż ten debil wylezie? - mruknął Stiles, chowając się za kontenerem ze śmieciami. Gdy wynajął tych dwóch półgłówków, był pewien, że nie zajmie mu to więcej niż pół godziny. Przygotowując się do akcji wykradł rozpiskę zajęć Oddziału 950, dowodzonego przez niejakiego Michaela Croop’a. Koleś był niemałą legendą, zabijał wszystko i wszystkich bez mrugnięcia okiem. Czasami ofiara miała szczęście i ginęła od kulki w łeb, a jak miał gorszy dzień, to robił z niej kapcie. Wiedział, o której zazwyczaj wyczołguje się ze swojej bazy, aby następnie wczołgać się do baru. Nie miał zbyt rozbudowanego planu dnia, ale działało to na korzyść Stilinskiego. Wystarczyło zaczekać, aż Croop wyciągnie swój szacowny tyłek z chęcią posadzenia go na barowy stołek. 
Usłyszał kroki i odgłosy szarpaniny w uliczce, w której czekał. To znak, że dwóch tępaków przez niego wynajętych, przeszło do zaplanowanej części akcji. Dalszej części nie miał zaplanowanej, zazwyczaj jego plany i tak trzeba pośpiesznie zmieniać, bo ktoś nawalił. Wychylił się zza swojego kontenera po usłyszeniu strzałów. Dowódca oddziału Nieśmiertelnych chyba nie był zbyt ogarnięty, skoro nie użył tłumików. Co tam, zabije dwóch przypadkowych ludzi na ulicy, pewnie i tak nikt nie zauważy. Zostawię łuski przy ciałach, dam wszystkim znać, że niedaleko jest baza Nieśmiertelnych, bo co może się stać? Croop prawdopodobnie był bezmyślnym idiotą, ale kto wybrzydza, ten umiera. Był mu potrzebny do wykonania zadania, o ostrożnym zabijaniu i zacieraniu śladów pogada się z nim później. 
Dwóch wynajętych kolesi leżało na chodniku, powoli się wykrwawiając. Wyszedł zza kontenera, spokojnie podchodząc do miejsca zbrodni. Nie śpieszyło mu się, zmierzający za hałasem tłum nie był jego zmartwieniem, tylko Dowódcy. Gdy miał już wyjść na oświetloną część uliczki (bo ten geniusz zabił ich pod latarnią, na bogato), Croop usłyszał jego kroki. Odwrócił się robiąc piruet, niczym zabójcza baletnica z bronią w ręce, wymierzając w jego klatkę piersiową. Nie chcąc zmuszać go do zadawania pytań po oddaniu strzału, cofnął się unosząc ręce do góry. Przyszedł w pokojowym nastawieniu, nie rozstawił nawet snajperów na dachu, a zazwyczaj nie może się bez nich obejść. 
- Czego tu?
Usłyszał lekko przechlany głos. Chociaż, czego mógł spodziewać się po człowieku, który wstawał tylko po to, by się uchlać. Ciekawiło go, jakim cudem udaje mu się strzelać, mimo alkoholizmu. Zagadką było, jak Croop funkcjonuje mimo takiego stężenia alkoholu we krwi. 
Zamierzał odpowiedzieć, gdy do Michaela dotarły głosy nadchodzących ludzi. Coś tam jeszcze mruknął, coś tupnął i ruszył w przeciwną stronę. O nie, kurde. Nie po to siedział przy cholernych śmieciach, żeby on się teraz zwijał. Poszedł za nim, nie mając zamiaru stracić okazji. Trzymał się kilkanaście metrów za nim, ale był na widoku. Póki mógł trzymał się wersji, że chce dołączyć do Nieśmiertelnych. Dostanie się do ich kryjówki, pożyje trochę z nimi i się ujawni. Potrzebował tych papierów i broni, jak cholera. 
- Onenene, kurwa! - Przeklnął cicho pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że zgubił kogoś, kto szedł środkiem drogi. Chwile później stał przyciskany do ściany z bronią przystawioną do czoła. Musiał trzymać się planu, o chęci dołączenia do Oddziału 950. Spojrzał napastnikowi w oczy, niemo błagając, aby zabrał broń. Dla lepszego efektu uronił kilka łez, może będzie bardziej łatwowierny. 


- Proszę, nie zabijaj mn-nie

<Michael?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz