Obudziłem się nad ranem, usiadłem na łóżku i przeciągnąłem. Przez chwilę nie wiedziałem gdzie jestem i co tu robię. Pierwsza rzecz jaką zauważyłem było to, że mam kaca. Ciekawie, wstałem i rozejrzałem się po pokoju. Na łóżku obok leżała blond włosa kobieta, przykryta kołdrą. Oho. Wszystko sobie przypomniałem razem z wczorajszą gorącą nocą. Milutko. Chwilę poćwiczyłem, ubrałem się po czym paląc papierosa przeczyściłem i załadowałem bronie. Kochaną strzelbę mossberg w czarno-czerwonych kolorach i Colta 44 (Anaconda). Gdy skończyłem dopieszczać dziewczynki, strzelbę przewiesiłem przez ramię a rewolwer schowałem do kabury po lewej stronie paska. Zgasiłem peta butem na podłodze, postawiłem włosy do góry i wyszedłem z pokoju dziewczynę dalej zostawiając śpiącą. Zaraz, to przecież takie... miłe i uczynne. Wróciłem się otworzyłem drzwi i w mgnieniu oka wystrzeliłem z Colta ponad jej głową. Zerwała się jak na komendę, zakrywając ciało pościelą i rozglądając się pół przytomna.
- Pobudka koteczku i naraska- zaśmiałem się wrednie i trzasnąłem drzwiami- Znacznie lepiej. Aleś ją załatwił Mike. No a jak.
Po kilku minutach wskoczyłem na motocykl i odjechałem kierując się do Krzyku Bestii. Zaparkowałem przed drzwiami, zgasiłem silnik i najciszej jak mogłem zakradłem się do wnętrza bazy. W kuchni zapaliłem papierosa i wziąłem metalowy garnek wraz z łyżką. Stanąłem w sypialni oddziału i z uśmiechem stwierdziłem iż wszyscy jeszcze śpią. Zdeptałem papierosa i zacząłem walić w garnek z całej siły
- Wstajemy szczawie! Wstajemy!- wydarłem się na cały głos, z przyjemnością patrząc jak wyrwani ze snu stają w szeregach. Poza jednym osobnikiem, a właściwie jedną. Stanąłem koło jej łóżka- Alice, skarbie ciebie to też dotyczy. Ruchy, ruchy, ruchy!- jebn.ąłem szatynce garnkiem nad głową- Za karę ty i...- rozejrzałem się po pomieszczeniu- on robicie mi śniadanie- wskazałem na byle jakiego chłopaka z drużyny- Widzimy się z pięć minut na dachu. A i Jack, orient- rzuciłem blondynowi stojącemu koło mnie przyrządy do pobudki
Wyszedłem z pokoju, po czym skierowałem się na dach i wygodnie wyciągnąłem na leżaku. Zamknąłem oczy i odnawiałem energię do darcia pyska na całą kompanię tych wymoczków. Po chwili usłyszałem szuranie butów i brzdęk naczyń kładzionych na stoliku koło mojej głowy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem stojących w szeregu (jak ich nauczyłem) ubranych i mniej więcej gotowych do służby ludzi. Usiadłem, powoli zjadłem kanapkę z czymś po czym z kubkiem już letniej kawy stanąłem przed zebranymi. Wziąłem łyka i z nieukrywaną satysfakcją zmierzyłem każdego z nic.
- Skoro wszyscy wstali, podziękujmy nowemu budzikowi firmy ,,Jeb.się". A teraz na poważnie- ponownie upiłem kawałek czarnej cieczy- Czy ktoś uważał na wczorajszej lekcji historii i wie jaki dzisiaj mamy dzień? Rączki do góry- wymierzyłem w nich Anacondą, zanotować brak reakcji- Nikt? A to szkoda. Schowałem broń. A czy śpiąca królewna ma coś do powiedzenia? Hm?- stanąłem przed nią i prawie doszczętnie opróżniłem kubek
- Napad na konwój z pieniędzmi?- spojrzała na mnie z nienawiścią, kocham tą jej minę. Najchętniej wydrapała by mi oczy.
- Właśnie!- wydarłem się prze szczęśliwy- Szóstka dla pani chyba, że wolisz inną nagrodę- spojrzałem na nią znacząco a ta zgromiła mnie wzrokiem. Nie przejąłem się tym ale już na poważnie kontynuowałem- Czy tylko Alice uważała na wczorajszym planowaniu? Dla kogo ja się ku.rwa produkuje? Jak wasza jedyna koleżanka zauważyła, napadamy dziś na przejeżdżających handlarzy. Powtórzę plan. Trzech podchodzi z chęcią kupna i zabija strażników z przodu. Dwóch od tyłu ta sama sprawa. Cała reszta od boków wraz z waszym wspaniałym dowódcą. Alice pilnuje was żebyście wszystko co cenne zabrali ja zaś pilnuję aby nikt nie przeżył. Proste i logiczne. Nie ma czego spartolić panie Jinks- zerknąłem na niego- A teraz jazda do wozów! Musimy tam być przed nimi czyli za jakieś dwadzieścia minut! Za pięć robimy wyjpad!
Znaczna większość skierowała się do schodów, inni skakali przez barierki. Na dachu jak i w całym budynku rozbrzmiały rozmowy, śmiechy i planowanie reszty dnia. Uśmiechnąłem się patrząc na to wszystko i już miałem zeskoczyć na śmietnik po czym przejść się do garażu i sprawdzić raz jeszcze pojazdy gdy zatrzymała mnie Cień. Jako jedyna mogła i miała na tyle głupoty by mi się postawić.
- Mike- warknęła
- Jaaaaaa- odwróciłem się do niej stojąc przy krawędzi- Czego chcesz?- zmierzyłem ją wzrokiem
- Zacznij się zachowywać jak na dowódcę przystało. Byłam już w wielu miejscach i znałam wielu ludzi ale ty...
- Tak wyrzuć to z siebie. Tylko na to czekam. Aż opowiesz mi swoją fascynującą historię... A nie czekaj, znam ją- zakpiłem i oparłem się o kamienny murek i wyszczerzyłem zęby- Ale z chęcią cię wysłucham, malutka- klepnąłem ją w tyłem a ta rzuciła się na mnie i o dziwo drapnęła mnie pod okiem. Złapałem ją za nadgarstki i obróciłem nas. Oparłem ją plecami o murek i pochyliłem jej górną cześć poza teren dachu. Zaś swoje udo wsunąłem między jej nogi- Lubie jak taka jesteś. Puki ja to rządzę możesz pomarzyć o zmianie czegokolwiek w tej ekipie. Na razie musisz jeszcze się wiele nauczyć
- Kiedyś będziesz mi salutował- warknęła i odwróciła wzrok.
- Och, nie wątpię- puściłem ją a ta szybko skierowała się do schodów- Ależ ostra, aż się skaleczyłem
Kiedy mam na nią haka może jedynie na mnie po fukać. Uśmiechnąłem się do siebie i przeskoczyłem z murku na kontener ze śmieciami. Po czym prześliznąłem się do naszych samochodów i uważnie je sprawdziłem. Napad przebiegł nam raczej pomyślnie. Żadnych strat w ludziach a jakie zyski. Pieniądze to nic, różnego rodzaju prochy, alkohol czy jedzenie też się przyda. Pod wieczór kiedy żegnałem się z ekipą i zostawiałem wszystko pod opieką Zac'a uprzedziłem go, żeby nie zadzierał z dziewczyną.
- Czemu?- zdziwił się
- No nie wiem. Mam takie nie jasne obrazy w mojej jasnowidzącej kuli- zrobiłem ruch jakbym chciał na nią nachuchać i ją przeczyścić- O czekaj już lepiej. Jesteś najświeższy i zaniedbałeś naukę kodeksu. Po pierwsze uno- Słuchaj się dowódcy. Po drugie... drugie uno- Pamiętaj o zasadzie 1, 3 i 4. Po trzecie- Za wszystko co kupujesz płacisz sam czyli nie ciągniesz z kieszeni dowódcy. A po czwarte- nie zadawaj głupich pytań. Znam ją od małego szczyla i wiem jaka jest. Widzę, że ci wpadła w oko więc dobrze ci radzę, nie startuj do niej. Jak mnie nie posłuchasz to skręcę ci kark. Lub gorzej wywalę cię z drużyny- poklepałem go po plecach
- Nie do końca czaję twój ranking wartości, szefie- uśmiechnął się lekko
- Nikt tego nie łapie młody- zaśmiał się któryś z siedzących w salonie
Kiwnąłem chłopakom głową na pożegnanie i wyszedłem. Odpaliłem papierosa i pieszo ruszyłem do najbliższego baru. W połowie drogi zorientowałem się, że ktoś mnie śledzi i sekundę po tym ktoś mnie złapał za fraki i wciągnął w ciemną uliczkę. Atrakcji na dziś ciąg dalszy. Miło. Dałem się przystawić do ściany i zagrozić. Nic więcej. Przywaliłem jednemu z pięści w brzuch i pchnąłem go na drugiego. Wywalili się oboje. Wycelowałem do nich ze strzelby
- Amatorszczyzna- mruknąłem- za moich czasów takich jak wy nie wypuszczano nawet do ogródka na starszą babcię- ukatrupiłem oby dwóch o czym usłyszałem za sobą kroki. Szybko się odwróciłem i wymierzyłem w tą osobę z Colta. Postać podniosła ręce w geście poddania i cofnęła się o krok- Czego tu?- mruknąłem a na zewnątrz uliczki rozległy się głosy nadciągających gapiów- Trzymaj się- mruknąłem i ruszyłem w przeciwnym kierunku, na nieszczęście osoba ruszyła za mną. Świetnie, i cały misterny plan o piciu do nieprzytomności poszedł w pi.zdu.
<Stiles?>
<Stiles?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz