Jedyne, na co było stać Natashę w obecnej sytuacji, to prychnięcie. Dodatkowo wzmocnione przez wzniesienie oczu ku niebu - czy też raczej górnej części brudnego, mokrego, okrutnie cuchnącego tunelu, w którym akurat się znajdowali - i gniewne wzięcie się pod boki. Musiała wyglądać jak matka pochylająca się nad krnąbrnym dzieckiem - w tej roli tracący właśnie powoli przytomność Christopher - ale jeśli miała być szczera, mało ją to obchodziło. I tak nie było w pobliżu nikogo, czyim zdaniem mogłaby się w chwili obecnej przejąć.
- Och, nie zapomnisz, cudownie - sarknęła złośliwie. Miała ochotę załamać ręce, bo właśnie oficjalnie zaczęła czuć się bezradna. - Naprawdę, wspaniale. Ogromne pocieszenie, od razu mi lepiej, cholera jasna.
Jej mózg wyłączył się w tym samym momencie, w którym u wejścia tunelu pojawiło się co najmniej pięciu wysokich, umięśnionych, uzbrojonych po przysłowiowe zęby drabów. Christopher był już nieprzytomny kiedy złapali ją i dość szybko unieruchomili. Jej instynkt darł się jak uruchomiony dymem alarm przeciwpożarowy, każda komórka ciała aż rwała się do samoobrony. Natasha krzyczała, kopała, drapała, chyba nawet udało jej się kogoś pogryźć, ale byłą zdecydowanie zbyt osłabiona, zmęczona i, do kurwy nędzy, tak strasznie spanikowana, że nie potrafiła zadać napastnikom ani jednego celnego ciosu. A potem poczuła ukłucie w szyję i niemal natychmiast jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Osunęła się bezwładnie w przytrzymujących ją wciąż mocno ramionach napastników, którzy najwyraźniej wciąż obawiali się, że może jednak im coś zrobić, nagle wierzgnąć, poderwać się i poprzetrącać im wszystkim ręce. Ale Natasha, nawet mimo szczerych chęci, nie była już zdolna do praktycznie żadnego logicznego ruchu, bo chyba właśnie przestałą czuć własne kończyny, a ściany tunelu zdawały się podejrzanie do niej przybliżać, i była prawie pewna, że jeszcze chwila a ją zgniotą i nie zostanie po niej nawet mokra plama. Oddychała szybko, płytko, głośno, jak ranne zwierzę, i na dobrą sprawę chyba właśnie tak się teraz czuła. Jak zaszczute, postrzelone zwierzę, otoczone przez psy gończe i nagle pozbawione możliwości ucieczki.
Coś nagle ścisnęło ją w dołku, i gdyby nie fakt, że od poprzedniego wieczora nie widziała na oczy jedzenia, to świat prawdopodobnie właśnie w tym momencie ujrzałby zawartość jej żołądka.
Bała się.
Po raz pierwszy od tak wielu lat najzwyczajniej w świecie się bała.
Ale nie o samą siebie, to jedno wiedziała na pewno. Nie, już dawno minęły czasy, kiedy wizja śmierci, niezależnie jak okrutnej, bolesnej czy niehonorowej, ją przerażała.
Bała się o nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie zastępcę, którego napastnicy na pewno zastrzelą, zastrzelą, zastrzelą, bo niby czemu mieliby trzymać go przy życiu, i och matko, jak strasznie bolały ją wszystkie stawy, jak okropnie ciążyły jej powieki...
A potem głowa opadła jej na pierś i kobieta osunęła się w ciemność o poszarpanych, czerwonych brzegach.
Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych.
Zaczęło się od bólu głowy. Okropnego, pulsującego bólu głowy, promieniującego ze skroni na oczodoły, szczękę, kark. Natasha jęknęła, jeszcze nie do końca przytomna, gdy zarzuciło nią na bok. Ból wzmógł się nagle, a kobieta wpadła na coś ramieniem, oparła się i tak już została. Nie miała siły wracać do poprzedniej pozycji, szczególnie że pojazd, w którym się znajdowali - chyba ciężarówka, ale nie dałaby głowy - hamowała co chwilę i rudowłosa i tak co i rusz znowu wpadałaby na siedzącą obok osobę. Tak było po prostu wygodniej.
Nie miała zielonego pojęcia ile czasu minęło od kiedy zaczęła odzyskiwać przytomność, ale w pewnym momencie naszła ją ogromna ochota by znów ją stracić. Ból głowy nie stracił na sile, odezwało się za to okropne pieczenie w szyi, tam, gdzie wstrzyknięto jej substancję nieznanego pochodzenia, od której bolały ją stawy a żołądek uparcie nie chciał przestać przewracać się na lewą stronę.
Właśnie zaryzykowała uchylenie powiek i sprawdzenie w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli, kiedy pojazd - jednak ciężarówka, ha! - zahamował ostro, a na zewnątrz rozległy się krzyki i strzały. Kule zabębniły o karoserię samochodu, wrzawa i krew zaszumiały Natashy w uszach i kobieta w wyćwiczonym przez lata odruchu pchnęła siedzącego obok mocno skołowanego sytuacją Christophera na podłogę pojazdu, zmuszając go do zasłonięcia głowy. Sama zrobiła to samo. O wiele lepiej było przeczekać wszystko w środku niż pchać się w sam środek strzelaniny.
Znajomy głos drugiego zastępcy szefów OSWE odezwał się zaskakująco blisko. A brzmiąca w nim nieopanowana wściekłość upewniła kobietę w przekonaniu, że Luka prawdopodobnie za chwilę sam jeden wyrżnie w pień połowę ludzi wroga. O ile już tego nie zrobił.
- Wszystkim wam nogi z dup powyrywam jeśli jeszcze raz odważycie się wyciągnąć mnie z mieszkania kiedy jestem na chorobowym, sukinsyny!
<Wściekły Luka wygląda mniej więcej tak.>
Jej mózg wyłączył się w tym samym momencie, w którym u wejścia tunelu pojawiło się co najmniej pięciu wysokich, umięśnionych, uzbrojonych po przysłowiowe zęby drabów. Christopher był już nieprzytomny kiedy złapali ją i dość szybko unieruchomili. Jej instynkt darł się jak uruchomiony dymem alarm przeciwpożarowy, każda komórka ciała aż rwała się do samoobrony. Natasha krzyczała, kopała, drapała, chyba nawet udało jej się kogoś pogryźć, ale byłą zdecydowanie zbyt osłabiona, zmęczona i, do kurwy nędzy, tak strasznie spanikowana, że nie potrafiła zadać napastnikom ani jednego celnego ciosu. A potem poczuła ukłucie w szyję i niemal natychmiast jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Osunęła się bezwładnie w przytrzymujących ją wciąż mocno ramionach napastników, którzy najwyraźniej wciąż obawiali się, że może jednak im coś zrobić, nagle wierzgnąć, poderwać się i poprzetrącać im wszystkim ręce. Ale Natasha, nawet mimo szczerych chęci, nie była już zdolna do praktycznie żadnego logicznego ruchu, bo chyba właśnie przestałą czuć własne kończyny, a ściany tunelu zdawały się podejrzanie do niej przybliżać, i była prawie pewna, że jeszcze chwila a ją zgniotą i nie zostanie po niej nawet mokra plama. Oddychała szybko, płytko, głośno, jak ranne zwierzę, i na dobrą sprawę chyba właśnie tak się teraz czuła. Jak zaszczute, postrzelone zwierzę, otoczone przez psy gończe i nagle pozbawione możliwości ucieczki.
Coś nagle ścisnęło ją w dołku, i gdyby nie fakt, że od poprzedniego wieczora nie widziała na oczy jedzenia, to świat prawdopodobnie właśnie w tym momencie ujrzałby zawartość jej żołądka.
Bała się.
Po raz pierwszy od tak wielu lat najzwyczajniej w świecie się bała.
Ale nie o samą siebie, to jedno wiedziała na pewno. Nie, już dawno minęły czasy, kiedy wizja śmierci, niezależnie jak okrutnej, bolesnej czy niehonorowej, ją przerażała.
Bała się o nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie zastępcę, którego napastnicy na pewno zastrzelą, zastrzelą, zastrzelą, bo niby czemu mieliby trzymać go przy życiu, i och matko, jak strasznie bolały ją wszystkie stawy, jak okropnie ciążyły jej powieki...
A potem głowa opadła jej na pierś i kobieta osunęła się w ciemność o poszarpanych, czerwonych brzegach.
Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych.
Zaczęło się od bólu głowy. Okropnego, pulsującego bólu głowy, promieniującego ze skroni na oczodoły, szczękę, kark. Natasha jęknęła, jeszcze nie do końca przytomna, gdy zarzuciło nią na bok. Ból wzmógł się nagle, a kobieta wpadła na coś ramieniem, oparła się i tak już została. Nie miała siły wracać do poprzedniej pozycji, szczególnie że pojazd, w którym się znajdowali - chyba ciężarówka, ale nie dałaby głowy - hamowała co chwilę i rudowłosa i tak co i rusz znowu wpadałaby na siedzącą obok osobę. Tak było po prostu wygodniej.
Nie miała zielonego pojęcia ile czasu minęło od kiedy zaczęła odzyskiwać przytomność, ale w pewnym momencie naszła ją ogromna ochota by znów ją stracić. Ból głowy nie stracił na sile, odezwało się za to okropne pieczenie w szyi, tam, gdzie wstrzyknięto jej substancję nieznanego pochodzenia, od której bolały ją stawy a żołądek uparcie nie chciał przestać przewracać się na lewą stronę.
Właśnie zaryzykowała uchylenie powiek i sprawdzenie w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli, kiedy pojazd - jednak ciężarówka, ha! - zahamował ostro, a na zewnątrz rozległy się krzyki i strzały. Kule zabębniły o karoserię samochodu, wrzawa i krew zaszumiały Natashy w uszach i kobieta w wyćwiczonym przez lata odruchu pchnęła siedzącego obok mocno skołowanego sytuacją Christophera na podłogę pojazdu, zmuszając go do zasłonięcia głowy. Sama zrobiła to samo. O wiele lepiej było przeczekać wszystko w środku niż pchać się w sam środek strzelaniny.
Znajomy głos drugiego zastępcy szefów OSWE odezwał się zaskakująco blisko. A brzmiąca w nim nieopanowana wściekłość upewniła kobietę w przekonaniu, że Luka prawdopodobnie za chwilę sam jeden wyrżnie w pień połowę ludzi wroga. O ile już tego nie zrobił.
- Wszystkim wam nogi z dup powyrywam jeśli jeszcze raz odważycie się wyciągnąć mnie z mieszkania kiedy jestem na chorobowym, sukinsyny!
<Wściekły Luka wygląda mniej więcej tak.>
beware
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz