- Błagam nie- padł na kolana, co za cienias. Złapałem go za koszulkę i szarpnąłem na równe nogi- Czego chcesz?
- A m-ógł byś najpi-erw opuścić broń?- zająknął się, łaskawie zrobiłem o co prosił
- A teraz gadaj oszczy murze i weź się w garść bo zaczynasz mnie nudzić- przewróciłem oczami, chłopak otarł łzy i stanął dumnie wypinając pierś. Świetnie tak znacznie lepiej, zapaliłem papierosa
- Chciałbym dołączyć do Nieśmiertelnych. Do pańskiego oddziału. Panie Croop- spojrzałem na niego jak na idiotę
- Jasne. Trzymaj się- poklepałem go po ramieniu i ruszyłem w swoją stronę. Chłopak poszedł za mną
- Mówi pan serio?- szedł obok mnie a w jego oczach paliły się ogniki
- Tak. Jak tylko się zrzygam tęczą to cię tam zabiorę. Oh czekaj. Ja nie rzygam tęczą! Głąbie, po pierwsze o takich rzeczach się nie gada na ulicy a po drugie quatro nie przyjmuje takich ciamajd- od razu mina mu zrzedła. Jadnak po kilku sekundach znów się uśmiechnął pełny nadziei.
- Nie pożałujesz, daję słowo
- Na co mi twoje słowo? Nic za nie nie kupię- wyciągnąłem zza pazuchy butelkę pełną piwa i pociągnąłem kilka dużych łyków- Przyjdź tu jutro o 6:00, jak cię nie spotkam to więcej nie chcę cię widzieć.
Odwróciłem się do niego tyłem i wszedłem do zniszczonego przez czas bloku. Wskakiwałem po dwa schodki i już po chwili byłem na 5 najwyższym piętrze. Otworzyłem kluczem drzwi i zatrzasnąłem je za sobą. Zamknąłem je na... w sumie 5 zamków. Delikatnie położyłem strzelbę na stoliku i zległem na kanapę. Jak mi się chce pić. Podrapałem się po karku i wstałem do lodówki. Otworzyłem ją i szybko przeleciałem wzrokiem po prawie pustej lodówce. Jedyne co tu było to coś na wzór kiełbasy i kilkadziesiąt butelek piwa. Wziąłem 3 butelki i wróciłem na kanapę. Ustawiłem je w rządku, zapaliłem papierosa i zacząłem rozkładać, czyścić a potem składać colta. Dopiero nad ranem położyłem się spać, schlany i znudzony. Obudziłem się chwilę po południu z potwornym kacem. Świat wirował a mi chciało się zwrócić kolację sprzed miesiąca. Zrobiłem kawę i wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem tam znajomą twarz. Ale skąd ja go znam?
- Szczawiu!- krzyknąłem do niego i przypomniałem sobie, po co tu sterczy i kim jest- Mówiłeś, że jak się nazywasz?
- Jeszcze nie mówiłem- odkrzyknął lekko znudzonym głosem, zamknąłem okno i wróciłem do kuchni
Uzbroiłem się, wziąłem na zapas piwo i zacząłem powoli schodzić do tego "nowego". Nie przyjmę go tak od razu, jeśli w ogóle. Najpierw go uważnie przebadam, potem zobaczę co umie i dopiero może jak się nie zrazi to go zaprowadzę do oddziału. W sumie i tak jak już będę z nim w Krzyku Bestii to powiem wszystkim, żeby za szybko nie wcielali w akcje, nie mówili skąd mamy bronie czy gdzie słabe punkty mają nasze pojazdy. O prawie zapomniałem, że nawet nie mam uprawnień a co dopiero przyzwolenia na wcielanie nowych do oddziału. No, teraz to ja się nim zabawię. Wykorzystam go, niech dla mnie trochę popracuje a potem powiem mu prosto z mostu, że go nie biorę. Jak pomyślę o tym ile włoży w to wszystko trudu i wszystko pójdzie w ciul to prawie mi go szkoda. Prawie. Takie duże PRAWIE.
- Jak tam rekrucie- zaśmiałem się, w sumie już się napiję. Przynajmniej się lepiej poczuję, ledwo pomyślałem a już upiłem parę łyków gorzkiego napoju- To jak ci mogę mówić?
- Stiles- uśmiechnął się
- Jasne, jasne- pociągnąłem kolejnego łyka i odpaliłem papierosa- Więc Stiś. Najpierw zanim cię wcielę do oddziału to będziesz mi potowarzyszył- chłopak przytaknął
- Spóźniłeś się- zauważył, podałem mu piwo i trzepnąłem go w łeb co by się opamiętał, chłopak się skulił. Chyba się nie spodziewał
- Są trzy sprawy i musisz się ich trzymać, jeśli mam tolerować twoją tu obecność- poprawiłem kurtkę i wziąłem od niego napój- Jedna to taka, że ja się mogę spóźniać ale ty nie możesz bo cię za to ukarzę. Druga sprawa brzmi nie pouczaj mnie jeśli chcesz żyć. Jest tylko jedna osoba którą próbuje to robić ale jej nie wychodzi. Raczej się z nią nie spotkasz. Po trzecie mówisz do mnie szefie. Jak nie to wypadasz- napiłem się i zaciągnąłem- A teraz pójdziesz ze mną na złom, muszę pomóc kumplowi ale mnie wyręczysz- ruszyłem z papierosem w ustach- Potem pójdziemy do baru gdzie się napiję. Nasza wycieczka skończy się na polu treningowym gdzie cię zabiję- dokończyłem piwo i rozbiłem je kawałek przed nami, widząc iskierki zadowolenie w oczach chłopaka uśmiechnąłem się na myśl jak go dzisiaj wymęczę. Dzisiaj i jutro. A w trzeci dzień mu powiem, żeby się wynosił. To będzie piękne- Pole treningowe będzie daleeeeko od miejscówki Nieśmiertelnych. O to możesz się nie martwić. A i nie możesz się odzywać kiedy z kimś rozmawiam. Masz udawać, że cię ze mną nie ma. Jasne?!- wrzasnąłem a chłopak aż podskoczył z wrażenia. Już mi lepiej. Kac przeszedł, no tak prawie. Dalej mnie łeb boli
<Stiles?>