czwartek, 10 marca 2016

od Christophera - CD Natashy

Mozolne uderzenia serca.
Świszczący oddech.
Ciche buczenie olbrzymiej aparatury.
Woda kapiąca miarowo z źle zakręconego kranu.

Wyczerpany umysł Christophera starał się uporczywie ułożyć jakiś spójny obraz z odebranych bodźców, zaczynając od tych dźwiękowych, jednak niespodziewanie przerwał mu ciepły głos Natashy. Pełen bieli, ostrego światła oraz zapachu środków do dezynfekcji, pokój stał się nagle zupełnie nieistotny. Dla pół przytomnego mężczyzny liczyła się wówczas jedynie ona. Rudowłosa kobieta pochylająca się nad Cunninghamem i ściskająca delikatnie jego rękę.
- Niech nie zabijają królików... To chomik... Mówię ci przecież, że chomik. Widziałem jak rozmawiał z tym prawnikiem. Uwierz mi... Tylko ty...


Natasha uśmiechnęła się lekko.
- Najwyraźniej już wróciłeś do normalności.- Miękkim ruchem poprawiła włosy, które przykleiły się Christopherowi do czoła.- Bardziej niepokojące było by gdybyś zaczął nagle mówić z sensem.
- Gwiazda Polarna nie żyje. Zabili ją, a teraz zajmą się królikami. Muszę im pomóc! Ten chomik...- Cunningham gwałtownie poderwał głowę z poduszki, ale zanim zdołał wstać, gruby lekarz przyszpilił zastępcę do łóżka.- Natasha! Niech mnie zostawią! Niech zostawią! Natasha! Muszę ratować króliki...- Wystraszona pielęgniarka nabrała czegoś do strzykawki, po czym wpuściła jej zawartość do krwiobiegu Christophera. 
Mężczyzna miotał się jeszcze chwilę krzycząc, nim z powrotem opadł na białą puchatą poduszkę.
- Natasha... zbliż się... muszę ci coś powiedzieć...- Zdezorientowana kobieta, która na czas akcji personelu medycznego, stanęła z boku, teraz ponownie usiadła obok powoli tracącego świadomość Cunninghama i przysunęła swoją twarz do jego.- Pamiętaj... nigdy nie ufaj chomikowi. Lordowie będą cię wspierać. Wystarczy, że pozbędziesz się głośników. Ten budyń powinien wystarczyć.- Natasha chciała się już odsunąć, gdy nagle, Christopher lekko chwycił ją za nadgarstek. Kobieta skamieniała.- Prosiłaś mnie wcześniej o powiedzenie czegoś sensownego, więc teraz spełnię twoje życzenie.- W mężczyźnie niespodziewanie obudziła się druga część osobowości i ku wielkiemu zaskoczeniu całej społeczności zamieszkującej umysł Cunninghama, postąpiła inaczej niż zazwyczaj.- Jesteś piękna i... niezwykle silna i... ja...
Niestety Christopher nie dokończył myśli, bo oto lek zaczął działać, a jego świadomość ponownie odpłynęła w niebyt.

~Miesiąc później~

Głośne ujadanie Basila wyrwało Cunninghama ze snu o latających posiłkach w proszku, które razem z jego asystentką kupiły nowy samochód. Mężczyzna przetarł oczy i wyciągnął się na łóżku, przy okazji zrzucając stertę niewyprasowanych ubrań.
- Zaraz oddam tą kasę, tylko namaluj portret!- Wrzasnął Christopher, co w jego języku oznaczało: "Już cię wypuszczę, ale przestań szczekać."
Głośno ziewając, mężczyzna dosłownie zwlókł się z posłania i manewrując między górami rzeczy wszedł do przedpokoju. Minęła długa chwila pełna szarpania klamką nim zorientował się, że wcześniej należy jeszcze przekręcić klucz w zamku. Basil niczym szczęśliwe dziecko wybiegł z mieszkania na metalowe schody.
- Wróć za jakieś dziesięć metrów.- Christopher jeszcze raz ziewnął, po czym zamknął drzwi. Następna część dnia upłynęła mu na postępowaniu zgodnie ze wskazaniami robota, którego uprzednio poinstruowała jego asystentka. Miał właśnie zjeść podwieczorek w postaci szklanki wody z zawartością srebrnej saszetki, gdy nagle zadzwoniła Janet. 
- Pani Cunningham, właśnie dostałam wiadomość z przypomnieniem od Pańskiego ojca, że dziś wieczorem odbywa się rodzinna kolacja w restauracji Zjednoczona Europa. Garnitur jest w pokrowcu nr.3 w mahoniowej szafie. Prześlę robotowi bardziej szczegółowe informacje. Życzę miłego dnia, oraz udanego spotkania.
Christopher poczuł, że robi mu się słabo na myśl o ojcu.
Ciężką atmosferę przeszył jednak dźwięk domofonu. Cunningham otwierając drzwi spodziewał się sąsiadki, ale zamiast tego jego oczom ukazała się Natasha.
- Słyszałam, że zostaniesz na zwolnieniu jeszcze przez tydzień i...
Christopher jednak wpadł jej w słowo.


- Rany, nie zawrzałem, że jesteś taka niska- mimo miny jaką zaserwowała Natasha, Cunningham kontynuowała dalej.- Chomik nas obserwuje. Słyszałaś co z królikami?- Mężczyzna chciał już wrócić do mieszkania, gdy nagle jego racjonalne myślenie przebudziło się z zwyczajowego stanu odrętwienia i podrzuciło pewien pomysł.- Natasha, pójdziesz ze mną na kolację?

<Zgódź się, zgódź. ♥♥♥ >

od Natashy - CD Christophera

Natasha siedziała na kozetce lekarskiej nieruchomo jak posąg, z pustym wzrokiem szarozielonych wbitym w przerażająco bladą ścianę gdzieś nad drzwiami. Lekarz w białym kitlu, dotychczas pochylający się nad nią w skupieniu, wyprostował się z ciężkim westchnieniem. Nerwowym ruchem, którego chyba nawet nie był do końca świadomy, poprawił okulary zsuwające mu się na sam czubek cienkiego, haczykowatego nosa, po czym wierzchem dłoni otarł lekko spocone czoło i odłożył zakrzywioną igłę i zakrwawiony wacik do metalowej nerki stojącej na jego biurku.
Doktor Lewis obserwowała kątem oka jak mężczyzna wrzuca silikonowe rękawiczki do kosza na śmieci i myje dłonie w zamontowanym po drugiej stronie gabinetu niewielkim zlewie. Była spięta, zdenerwowana i czujna, zupełnie jakby w szpitalu OSWE mogło spotkać ją coś złego. Bo w gruncie rzeczy kto wie co może się wydarzyć, bądź co bądź jeszcze nie tak dawno temu była świadkiem i ofiarą wtargnięcia ludzi DRK do głównej siedziby.
Nie skrzywiła się podczas zszywania rany na skroni, nie skrzywiła się podczas jej przecierania, choć piekło jak cholera, nie skrzywiła się gdy lekarz zaklejał szwy jałowym opatrunkiem ani kiedy łaskawie pozwolił jej wreszcie opuścić ten pogrążony w ciszy i przerażająco białych barwach gabinet śmierdzący jednorazowymi gumowymi rękawiczkami i środkami dezynfekującymi. Ani razu, nawet odrobinkę. Nie skrzywiła się kiedy szła przez dziwnie pusty korytarz, kiedy stara, klekocząca niepokojąco winda zawiozła ją na trzecie piętro budynku. Nie skrzywiła się nawet kiedy jej nowe buty - te zabrane którejś dziewczynie z szatni w klubie ze striptizem, które podmieniła na swoje ładne szpilki - zapiszczały na wyłożonej ciemnym linoleum podłodze kolejnego pustego korytarza, nagle przerywając wiszącą w powietrzu głuchą ciszę.
Skrzywiła się dopiero kiedy wślizgnąwszy się bezszelestnie do pokoju numer 223 spojrzała na Christophera po raz pierwszy od chwili przybycia do szpitala.
Był rozczochrany, czoło miał zroszone potem zupełnie jak tamten milczący lekarz, a parę cienkich, przezroczystych kabelków podłączonych do stojącej przy jego łóżku aparatury i kroplówki znikało pod cienką szpitalną kołdrą.
Natasha widywała go już wielokrotnie, ale nigdy w tak złym stanie.
Najciszej jak mogła przysunęła sobie stojące pod ścianą krzesło i zaszyła przy łóżku mężczyzny na dobre trzy godziny, patrząc. Po prostu patrzyła, cierpliwie czekając, aż zastępca jej szefów wreszcie otworzy oczy.
I doczekała się.
Christopher był wyraźnie skołowany i chyba nie do końca wiedział gdzie jest i co się wokół niego dzieje, co, jak zauważyła rudowłosa, wcale nie było niczym niezwykłym. Uśmiechnęła się pod nosem, zaskoczona faktem w jak dobry humor wprawiała ją myśl, że Cunninghamowi najwyraźniej jednak nic nie jest.
- Hej - odezwała się cicho, pochylając do przodu na swoim krześle i delikatnie ściskając jego dłoń. - Jak się czujesz? Nieźle oberwałeś.


<SO
FUCKING
CUTE>

wtorek, 8 marca 2016

od Susan - CD Lydii

Popatrzyłam na nią, po raz kolejny postanowiłam jej zaufać.
-Jeśli mogę, zostanę z tobą. Myślę, że tak będzie lepiej.
-W porządku - odpowiedziała wzruszając ramionami.
-Ja muszę lecieć - powiedział Theo, po czym odwrócił się. - Na razie.
-Cześć - odpowiedziałyśmy jednocześnie.
Zostałyśmy same. Uśmiechnęłam się delikatnie do Lydii, po czym rozejrzałam się. W dalszym ciągu nie mogłam zrozumieć, co to byli za ludzie i czego od nas chcieli. Przyznam szczerze, że trochę się bałam. Na dodatek nie wiedziałam, gdzie są moi rodzice, brat i czy w ogóle żyją. Czułam się jak w kryminale, którego zakończenia nikt nie jest pewien. Co teraz? Mam szukać śladów, poszlak? 
-Lydia, mam do ciebie prośbę - powiedziałam spoglądając na nią.
-O co chodzi? - zapytała siadając na stole i zakładając nogę na nogę.
-Moja rodzina zniknęła podczas ataku, budynek się zawalił, a ja zemdlałam. Kiedy się obudziłam nikogo nie było. Czy... - zawahałam się. Bałam się odpowiedzi, ale musiałam wiedzieć. - Czy oni mieli jakąkolwiek szansę na przeżycie?
Spojrzała na mnie. Milczała. Po chwili otworzyła usta, a ja byłam już pewna, co odpowie.

<Lydia?>