poniedziałek, 18 kwietnia 2016

od Christophera - CD Natashy

Christopher nie należał raczej do grona wybitnych gospodarzy. Winą za ten defekt należy obarczać głownie specyficzną osobowość mężczyzny, a także brak odpowiednich instrukcji jak powinno się postępować w obecności gości.
Tak więc Christopher zrobił to co jego zaspane racjonalne myślenie uznało za najbardziej właściwe. A mianowicie powlókł się do kuchni i usiadł na metalowym krześle z podkulonymi nogami. Następnie sięgną po mały niebieski kubek oraz drewniane pałeczki i starał się skonsumować podwieczorek o konsystencji galaretki. Konsekwentne ignorowanie zaistniałej sytuacji, oto sposób Christophera na przyjęcie gościa.
Natasha nie wyglądała jednak na zdziwioną tym faktem. Zmarszczyła jedynie czoło, po czym kiwając z politowaniem głową, podała mężczyźnie łyżkę, która jak gdyby nigdy nic leżała sobie na zawalonym kuchennym blacie. Uprzednio jednak, Natasha zatroszczyła się oto aby wyjąć Christopherowi z ręki drewniane pałeczki zupełnie nie nadające się do jedzenia czegoś o konsystencji galaretki.


Mężczyzna zrobił minę zganionego psa i wrócił posłusznie do posiłku. Kątem oka obserwował jednak, jak Natasha zwiedzała jego mieszkanie. Poruszała się przy tym zgrabnie niczym kot starając się nie przewrócić żadnej z piramid książek, które co chwila wyrastały z podłogi. Nagle mały robot do tej pory stojący spokojnie w koncie, podjechał do Natashy.
- Rozpoczynam procedurę identyfikacji.- Światełka maszyny zaświeciły się na czerwono.- Numer identyfikacyjny 88304661. Rozpoznano. Natasha Valentine Florence Lewis, lat 30, ur. 11 stycznia 2103, rodzice nieznani, pracownik OSWE. Status: brak potwierdzonego zagrożenia. Procedura zakończona.
Rudowłosa spojrzała pytająco na mężczyznę, jednak ten tylko się rozbrajająco uśmiechnął i kontynuował posiłek.
- Proszę podać cel wizyty.- Zaskrzeczał robot.
- Kolacja- opowiedziała twardo Natasha na co maszyna zmieniła kolor światełek na niebieski.
- Przetwarzanie w toku. Zasięganie wymaganych informacji oraz autoryzacja poleceń.- chwilę trwało nim robot odezwał się ponownie.- Przetwarzanie zakończone. Kolacja o ósmej w restauracji Zjednoczona Europa. Zaproszony Christopher Hector Cunningham-Blackburn i Natasha Valentine Florence Lewis jako osoba towarzysząca. Proszę podążyć za mną Doktor Lewis. Janet kazała dać Pani sukienkę.
- Sukienkę? Ale skąd...- Natasha wyglądała na zupełnie zbitą z tropu.
- Janet miała nadzieję, że Pan Cunningham pewnego dnia znajdzie osobę towarzyszącą. Mamy sukienkę i buty w każdym możliwym rozmiarze.
_______

Pół godziny później gdy już jakimś cudem Christopherowi udało się założyć czarny garnitur, mężczyzna opadł zrezygnowany na swoje niepościelone łóżko na którym smacznie pochrapywał Basil. Mimo głośnych protestów robota, Cunningham postanowił go zupełnie zignorować i przytulił się do zdezorientowanego psa. 
Niespodziewanie dało się słyszeć szczęk zamka, a w powietrzu uniosły się czyjeś zdecydowane kroki. Natasha stanęła w progu sypialni i spojrzała zdziwiona na Christophera. Kobieta miała na sobie prostą czarną sukienkę kończącą się nieco nad kolanem. Ognisto rude włosy miękko opadały jej na nagie ramiona. 
- Doktor Lewis, wystosowuję do Pani prośbę o zawiązanie Panu Cunninghamowi krawatu. 
Natasha kilkakrotnie przeniosła wzrok z robota na mężczyznę, po czym wzdychając chwyciła czarny materiał trzymany przez maszynę i miękkim krokiem podeszła do łóżka.
- Choć Christopher, trzeba uratować... króliki. Tak, króliki.- Kobieta przewróciła oczami.
Mężczyzna o dziwno od razu zareagował. Puścił psa i usiadł na krawędzi materaca racząc Natashę spojrzeniem zagubionego dziecka.
Rudowłosa kucnęła obok mężczyzny, po czym sprawie zawiązała mu czarny krawat. Christopher cały czas uważnie ją obserwował. Sam właściwie nie rozumiał czemu porzucił myśli o kółkach w krześle obrotowym, aby skupić uwagę akurat na Natashy.
- Gotowe.- Kobieta klepnęła lekko Christophera w ramię i powoli wstała.
- Taksówka zaraz podjedzie. Panie Cunningham, proszę ubrać płaszcz wiszący na wieszaku nr. 2 i poczekać na transport wraz z Doktor Lewis.
Christopher był już w połowie drogi do salonu, gdy spostrzegł, że Natasha przyglądała się jego imponującej kolekcji książek. Podszedł do niej miękko, po czym szepnął rudowłosej na ucho.
- Tylko na papierze są rzeczy, których nigdy nie zapomnę. Będzie dzisiaj padać monitorami i budyniem. Mam nadzieję, że ludzie lubią herbatniki. Smakuje trochę jak stara gazeta.


Christopher wziął parę książek i przełożył w inne miejsce. Piramida ciężkich tomiszczy lekko się zachwiała, ale ostatecznie postanowiła nie runąć. Dało się słyszeć ciche westchnięcie ulgi.
_______

Faktycznie na zewnątrz padało, ale nie monitorami i budyniem, a lodowatą wodą. Cunningham wraz z rudowłosą stali stłoczeni pod czarną parasolką, czekając na taksówkę, która z każdą minutą była coraz bardziej spóźniona.
Gdy w końcu stare klekoczące auto raczyło się pojawić Christopher i Natasha byli już porządnie zmarznięci. Wgramolili się jakoś na tylne siedzenie, po czym taksówkarz nie pytając o cel podróży mocno przycisnął pedał gazu.
Mijali ulice skąpane w deszczu i ludzi pędzących nie wiadomo dokąd przy tak silnej ulewie.
Christopher przysunął się do Natashy, by położyć głowę na jej ramieniu. Następnie zadał chyba najbardziej normalne pytanie w całym swoim dotychczasowym życiu.
- O czym teraz myślisz?

<W końcu zdecydowałam się na te dwa gify. c: >

od Natashy - CD Christophera

Natasha szybko wróciła do pracy, jak to zresztą robiła za każdym razem w latach spędzonych w wywiadzie. Nie było takiej rany, ciętej, szarpanej czy też postrzałowej, która mogłaby przykuć ją do łóżka na dłużej niż marne parę dni, a i te wytrzymywała przeważnie z ogromnym trudem. Zdawała się bowiem mieć taki gen, który wręcz kazał jej być w ciągłym ruchu. Nienawidziła lenistwa i nicnierobienia.
Zawsze był przecież jakiś wróg do usunięcia, jakieś tajne informacje do zdobycia lub jakaś pilnie strzeżona baza do zinfiltrowania. Lub kolejne projekty do zrealizowania.
Przecież geniusze z jej wydziału nie poradziliby sobie bez jej pomocy.
Nic więc dziwnego, że już następnego dnia była na nogach i w pracy. Dosłownie. Z drugiej zresztą strony nic poważnego się jej przecież nie stało - ot, parę siniaków, delikatne wstrząśnienie mózgu i niewielka rana na skroni. W porównaniu do obrażeń, jakie przynosiła z misji kiedyś, to był przysłowiowy pikuś.
Pomysł odwiedzenia uroczo nierozgarniętego zastępcy nie był tak właściwie do końca jej. A nawet w całości nie jej. Wyskoczył z nim Lewis, jeden z jej współpracowników, jakieś dwa tygodnie po wszystkich tych wprowadzających chaos wydarzeniach, kiedy burza i zaniepokojone głosy w głównej siedzibie OSWE odrobinę już przycichły. Natasha z kolei zastanawiała się nad nią kolejny tydzień - co było zupełnie nie w jej stylu, ale odkryła ten fakt dopiero dużo później - a gdy wreszcie zdecydowała, że fakt, może jednak wypadałoby zobaczyć czy Christopher w ogóle jeszcze żyje, wszechświat nagle zaczął sprzysięgać się przeciwko niej.
Osiem dni minęło, nim w końcu stanęła pod drzwiami niewielkiego mieszkania w starym bloku, którego adres uzyskała właściwie tylko i wyłącznie dzięki znajomościom w administracji OSWE. Byłą wykończona serią niefortunnych wypadków, które nawiedzały jej życie przez ostatni tydzień. Były to małe z punktu widzenia szefostwa, ale za to ogromne dla jej wydziału katastrofy, z którymi trzeba było porazić sobie możliwie jak najszybciej. I udało im się. Okupili to wieloma godzinami ciężkiej pracy i kilkoma zarwanymi, spędzonymi w laboratorium nocami, byli zmęczenia i rozdrażnieni, ale udało się. I z czystymi sumieniami mogli być z tego jak najbardziej dumni.
Tekst o jej niskim wzroście sprawił, że przez chwilę nie umiała wydobyć z siebie głosu. Podobnie zresztą jak propozycja wspólnej kolacji.
Natasha nie pamiętała kiedy ostatnio gdziekolwiek z kimkolwiek wychodziła. Prawdopodobnie było to jakieś dwanaście lat temu, gdy była jeszcze młodą mężatką, a anie bezlitosną zabójczynią na przedwczesnej emeryturze.
Więc właściwie czemu by nie spróbować wrócić do posiadania czegoś takiego jak życie prywatne?
- Pójdę - westchnęła po chwili milczenia, uśmiechając tym typem uśmiechu, którym matki obdarzają rozczulające wysiłki swoich dzieci. Nie czekając na zaproszenie przekroczyła próg, obrzucając taksującym spojrzeniem wnętrze niewielkiej kawalerki.


<Chujowa ta moja dzisiejsza twórczość, sorasy.>