poniedziałek, 18 kwietnia 2016

od Natashy - CD Christophera

Natasha szybko wróciła do pracy, jak to zresztą robiła za każdym razem w latach spędzonych w wywiadzie. Nie było takiej rany, ciętej, szarpanej czy też postrzałowej, która mogłaby przykuć ją do łóżka na dłużej niż marne parę dni, a i te wytrzymywała przeważnie z ogromnym trudem. Zdawała się bowiem mieć taki gen, który wręcz kazał jej być w ciągłym ruchu. Nienawidziła lenistwa i nicnierobienia.
Zawsze był przecież jakiś wróg do usunięcia, jakieś tajne informacje do zdobycia lub jakaś pilnie strzeżona baza do zinfiltrowania. Lub kolejne projekty do zrealizowania.
Przecież geniusze z jej wydziału nie poradziliby sobie bez jej pomocy.
Nic więc dziwnego, że już następnego dnia była na nogach i w pracy. Dosłownie. Z drugiej zresztą strony nic poważnego się jej przecież nie stało - ot, parę siniaków, delikatne wstrząśnienie mózgu i niewielka rana na skroni. W porównaniu do obrażeń, jakie przynosiła z misji kiedyś, to był przysłowiowy pikuś.
Pomysł odwiedzenia uroczo nierozgarniętego zastępcy nie był tak właściwie do końca jej. A nawet w całości nie jej. Wyskoczył z nim Lewis, jeden z jej współpracowników, jakieś dwa tygodnie po wszystkich tych wprowadzających chaos wydarzeniach, kiedy burza i zaniepokojone głosy w głównej siedzibie OSWE odrobinę już przycichły. Natasha z kolei zastanawiała się nad nią kolejny tydzień - co było zupełnie nie w jej stylu, ale odkryła ten fakt dopiero dużo później - a gdy wreszcie zdecydowała, że fakt, może jednak wypadałoby zobaczyć czy Christopher w ogóle jeszcze żyje, wszechświat nagle zaczął sprzysięgać się przeciwko niej.
Osiem dni minęło, nim w końcu stanęła pod drzwiami niewielkiego mieszkania w starym bloku, którego adres uzyskała właściwie tylko i wyłącznie dzięki znajomościom w administracji OSWE. Byłą wykończona serią niefortunnych wypadków, które nawiedzały jej życie przez ostatni tydzień. Były to małe z punktu widzenia szefostwa, ale za to ogromne dla jej wydziału katastrofy, z którymi trzeba było porazić sobie możliwie jak najszybciej. I udało im się. Okupili to wieloma godzinami ciężkiej pracy i kilkoma zarwanymi, spędzonymi w laboratorium nocami, byli zmęczenia i rozdrażnieni, ale udało się. I z czystymi sumieniami mogli być z tego jak najbardziej dumni.
Tekst o jej niskim wzroście sprawił, że przez chwilę nie umiała wydobyć z siebie głosu. Podobnie zresztą jak propozycja wspólnej kolacji.
Natasha nie pamiętała kiedy ostatnio gdziekolwiek z kimkolwiek wychodziła. Prawdopodobnie było to jakieś dwanaście lat temu, gdy była jeszcze młodą mężatką, a anie bezlitosną zabójczynią na przedwczesnej emeryturze.
Więc właściwie czemu by nie spróbować wrócić do posiadania czegoś takiego jak życie prywatne?
- Pójdę - westchnęła po chwili milczenia, uśmiechając tym typem uśmiechu, którym matki obdarzają rozczulające wysiłki swoich dzieci. Nie czekając na zaproszenie przekroczyła próg, obrzucając taksującym spojrzeniem wnętrze niewielkiej kawalerki.


<Chujowa ta moja dzisiejsza twórczość, sorasy.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz