Lydia czuła coraz gorszy ból w plecach. Zaczynał się w okolicach karku i wędrował aż do odcinka krzyżowo-lędźwiowego. Z trudem uniosła się podpierając na łokciach. Jedna myśl ciągle nie dawała jej spokoju
-Nie uwierzę, że tak łatwo mnie wypuścili - powiedziała wlepiając wzrok w podłogę
-Co masz na myśli mówiąc łatwo?
-Nikt nie pilnował wyjścia. Wszystkie drzwi były otwarte. Wszystko poza tym kolesiem w lesie wyglądało tak jakbym miała uciec
- Długo Cię nie było. Czego od Ciebie chcieli, tortury? - zmarszczył brwi
- Ciągle byłam nieprzytomna. Podobno prowadzili jakieś badania na temat mojej mutacji - skrzywiła się
Rwący ból w plecach nie ustawał ani na chwilę. Dobrze wiedziała, że coś jej zrobili. Wstrzyknęli? Wszczepili? Cholera ich wie. Dowódca chyba powinien o tym wiedzieć, chociaż... Co zrobi, kiedy się dowie, w jaki sposób uciekłam? Wydzieranie się, aż przeciwnik padnie na posadzkę martwy, z usmażonym mózgiem, nie jest raczej typową bronią. Nie wiedziała nawet, czy to normalne. Niby każdy teraz ma jakąś mutację, ale nigdy nie słyszała, żeby ktoś potrafił zabijać samym głosem. Jeśli on coś o tym wie? To Dowódca całej Bazy, jeśli ktoś coś wie, to na pewno on. W dodatku jest najważniejszą osobą wśród ludzi Bazy, można mu ufać.
- Panie Dowódco..
- Yf, mów mi James. Zaczynasz, jakbyś składała raport. Kobieto, leżysz w moim łóżku, a mówisz do mnie Pan? Znaczy, nie żeby coś, jesteś na prawdę piękna i inteligentna.. Cholera, ja znowu nie o tym co trzeba..
- James, zamkniesz, bez obrazy, mordę?! - Krzyknęła zdenerwowana i zawstydzona.
Właściwie, teraz już wkurwiona. Od kiedy ona się wstydzi?
Nagle dotarło do niej, jak okropnie musi wyglądać. Co następnie jeszcze bardziej ją wkurwiło, przecież co ją obchodzi jej wygląd, gdy patrzy na nią Dowódca. Kilka razy myślała nad tym, jakby to było gdyby.. NIE. Lydia nie, to twój Dowódca, nie wolno ci myśleć o nim w żaden inny sposób jak o trepie. Tylko, że daleko było mu do trepa.
- Zaraz zacznę tęsknić do czasów, kiedy miałaś kija w dupie na sam mój widok. - mruknął pod nosem James.
Przez pierwszych kilka lat Lydia była bardzo formalna, na sam jego widok prostowała się i szła jak kołek. Czasami nawet stawała na baczność, co go strasznie denerwowało, bo czasami nawet nie musiała. I stała tak do czasu, aż nie przeszedł.
- Powinnam wstać i wrócić do swojego mieszkania. Widzisz to - wskazała ruchem okrężnym swoją twarz - Trzeba naprawić. Brew pewnie zamieniła mi się w monobrew.
- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Bliźniaki syjamskie nie są wcale takie złe..khem, chcesz lizaka..?
James grzebał po kieszeni w poszukiwaniu tych wieloowocowych, osobne smaki strasznie mu nie smakowały. Gdy znalazł, wyciągnął dłoń z lizakiem w stronę dziewczyny leżącej na łóżku. Traf chciał, że nie był to czas na dzielenie się swoimi zdobyczami. Dziewczyna spojrzała na niego jak na niesprawnego umysłowo.
- Tak, do cholery. Czuję się, jakby moja głowa miała eksplodować, plecy chcą się rozerwać w pół, boli mnie każda kość i mięsień w ciele. Nie mam pojęcia, co mi zrobili, czy mnie torturowali. Chcieli zrobić trepanacje czaszki, ale tak, jedyne o czym teraz marzę, to jebany owocowy lizak.
James trzymając lizaka w kąciku ust spojrzał na nią, jakby przyswajając to, czego właśnie się dowiedział. Lydia widziała, że zaczął dostrzegać miliony ran na jej szyi i rękach. Były to rany po wkłóciu się w jej żyły. Nie widział śladów po torturach, ale znane jest wiele sposobów zadawania cierpienia i wyciągania informacji ze szpiegów. Chociaż dziewczyna była pewna, że nie została porwana ze względu na stanowisko. James podszedł bliżej łóżka, skąd mógł zobaczyć jak Banshee stara się nie krzywić z bólu i walczy o oddech.
- Lydia, możesz mi opowiedzieć, co się tam stało?
Spojrzała na niego spod na wpół przymkniętych Przestała kontaktować ze światem zewnętrznym. Wierciła się na posłaniu, oddech jej przyśpieszył, zaciskała swoje małe dłonie na prześcieradle. Skopała kołdrę i zwinęła ją w dole łóżka. Zaciskała i otwierała usta, próbując coś powiedzieć.
- Nie wiem, co mi zrobili. Budziłam się co jakiś czas, jednego razu przyszedł lekarz. Było z nim kilku innych, przypięli mnie do łóżka. Harkness, tak przedstawił się ten, który trzymał wielką igłę. Leżałam na brzuchu, widziałam tylko ich buty wokół mnie. Wstrzyknęli mi coś, chyba znieczulenie. Rozumiesz, znieczulenie? Kto normalny porywa szpiega, trzyma go w sali szpitalnej nawet nie torturując, aby przy jednej z wizyt podać znieczulenie? Nie chcieli, żebym cierpiała. Miałam poczuć tylko lekkie ukłucie. Ból był potworny. Wbili mi się w kręgosłup, za pomocą tej wielkiej igły. Czułam jakby...
Nie dokończyła, przerwał jej potężny wrzask wychodzący z jej gardła. Usiadła na łóżku tylko po to, aby zaraz zgiąć się wpół. Palił ją każdy mięsień, łamało w kościach. Krzyczała z całych sił, piekły ją płuca, była pewna, że jeszcze trochę i je wypluje. Ból w głowie tępo pulsował, ale to było nic. Największy ból poczuła w plecach. Była pewna, że rozerwały się na pół w miejscu, gdzie stykały się z kręgosłupem. Drapała i rzucała się po łóżku jak ryba wyrzucona z wody na pokład statku. Szarpała za koszulę na plecach, próbując ją z siebie zdjąć, nawet delikatny dotyk na skórze powodował potworny ból. Trzymała się za plecy, będąc pewna, że pękają.
James nie wiedział co zrobić. W jednym momencie wszystko było dobrze, chwile później Lydia była w agonii. Gdy próbował do niej podbiec, krzyknęła. Nikt nigdy nie słyszał takiego wrzasku, momentalnie dowódca upadł na kolana łapiąc się za głowę. Krzyczał razem z nią, nie mogąc znieść tego bólu, jej krzyku. Obok łóżka Lydii pojawiło się kilku lekarzy, którzy próbowali jej pomóc. Ostatni raz przyłożyła im po kopie, a później uspokoiła się i odpłynęła. Zanim to zrobiła, spojrzała na niego i w jej gasnącym spojrzeniu widniał ogromny ból i przerażenie.
< Panie Dowódco? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz