niedziela, 31 stycznia 2016

I can do more damage on my laptop sitting in my pyjamas before my first cup of Earl Grey than you can do in a year in the field

now get the fuck out of my lab you ignorant little shit




Imię: Amadeusz "Amy" Clinton
Nazwisko: Jarsdel
Pseudonim: Zero
Wiek: 29 lat
Płeć: Mężczyzna
Data urodzenia: 14 lutego 2104
Rodzina:
  • Benedict Jarsdel - kochający ojciec, alkoholik i były chirurg, zmarły trzy lata temu na niewydolność wątroby
  • Annamarie Jarsdel - matka, z zawodu gospodyni domowa, zmarła dwadzieścia lat temu w wyniku nieudanej operacji wycięcia guza mózgu
  • Maya Jarsdel - ciotka od strony ojca od dziewiątego roku życia zastępująca mu rodzinę; 57-letnia pielęgniarka w jednym z większych europejskich szpitali 
  • Michalina "Miki" Jarsdel - młodsza siostra, kelnerka w jednym z popularniejszych barów, lat 23
  • Orion i Percy - dwa ukochane koty, najlepsi przyjaciele i prawdopodobnie jedyne istoty na świecie akceptujące swego pana w stu procentach takim, jaki jest. Co jednak trochę nienajlepiej świadczy o poziomie jego zdolności interpersonalnych.
Związek: Brak
Przynależność: OSWE
Stanowisko: Informatyk konkretnie ich szef
Numer identyfikacyjny: 99365902
Praca: W stu procentach poświęcony swojej pracy w wydziale informatycznym OSWE; nie ma czasu na życie prywatne, a co dopiero na jakiekolwiek dodatkowe zajęcie, choć od czasu do czasu pobawi się w hakera na zamówienie
Specjalna umiejętność: Brak. Może poza niebywałą zdolnością ciągnięcia na dwóch godzinach snu dziennie, ale to raczej tylko czysto naukowe samozaparcie niż efekt mutacji genetycznej powstałej na skutek radiacji. Czy coś w ten deseń.
Charakter: Słownikowa nieśmiałość jest brakiem pewności siebie. Życiowa nieśmiałość jest brakiem odwagi, dzięki której można by zrobić cokolwiek: uśmiechnąć się do nieznajomego, rzucić znienawidzoną pracę, pokłócić się z matką. Nieśmiałość w sprawach ważnych powoduje, że człowiek czuje się bezużyteczny, niepotrzebny nikomu i niczemu. Niszczy go. Nieśmiałość w miłości, zwykła niezdolność do wyznania swoich uczuć, jest jeszcze bardziej, jeśli to możliwe, uciążliwa. I przygnębiająca. Obserwujesz wtedy obiekt swoich uczuć z daleka, codziennie śledzisz, jak się porusza, uśmiecha, marszczy czoło. Tak bardzo pragniesz dotknąć jego włosów, poczuć pod palcami jego ciepłą skórę, wreszcie prawdziwą, nie tę dręczącą cię w snach, mieć ręce pełne dotyku i oczy błyszczące radością. Ale on wciąż jest daleko, niezmiennie poza twoim zasięgiem, choć przecież stoi tuż obok. Czasem cię minie, może nawet podejdzie, zahaczy, zagada. Zmieniasz się wtedy w słup soli z wiecznie tą samą miną, odpowiadasz zdawkowo, ostentacyjnie nie patrzysz w jego stronę i wygląda to tak, jakbyś kompletnie go ignorował, choć przecież chcesz tylko ukryć fakt że serce za chwilę wyskoczy ci z piersi. Więc ten, na którego obecność lub jej brak cierpisz, odchodzi. Mijają cię jego złote włosy i niebieskie, wiecznie roześmiane oczy. Nie jesteś w stanie go dotknąć kiedy możesz, nacieszyć się tą złudną namiastką bliskości, ale nie umiesz też wyrzucić go ze swoich myśli. Interesujesz się nim z czystego egoizmu i wiesz świetnie, że nie masz na co liczyć, nie masz prawa nawet o nim marzyć, ale jakaś część ciebie wciąż uparcie to robi. Wciąż ma nadzieję, że może, może jednak... A potem, gdy wreszcie się na coś decydujesz, gdy wreszcie jesteś gotów, nagle jest za późno. Złamane serce to prawdopodobnie najgorszy ból, jakiego można doświadczyć, i teraz już wiesz o tym aż za dobrze. Ale nie pokazujesz nikomu jak bardzo cierpisz - nie, oczywiście że nie, to nie w twoim stylu. Cierpisz po cichu, chowasz swoje prawdziwe uczucia głęboko pod warstwą profesjonalizmu i opanowania, które chyba już dawno temu weszły ci w nawyk. Jesteś cichy, spokojny, bezgranicznie oddany pracy, a przełożeni cenią sobie twoją obowiązkowość, choć jeszcze młodzik z ciebie. I chyba tylko ty wiesz na ile lat tak naprawdę się czujesz, bo przecież na pewno nie na dwadzieścia dziewięć. W gruncie rzeczy miły z ciebie facet, może tylko trochę zbyt sztywny - to wcale nie tak, że nie lubisz ludzi których spotykasz w życiu, po prostu jesteś kulturalny w ten chłodny sposób tworzący niewidzialny dystans między tobą a resztą społeczeństwa. Nie ma powodu dla którego miałbyś otwierać się na innych; ich towarzystwo nie jest ci potrzebne do szczęścia, nie jest nawet mile widziane, bo introwertycy już tak mają, że najlepiej czują się pozostawieni sami sobie. Indywiduum z ciebie, nienawidzisz pracy w grupie, a z konwersacji przeważnie wycofujesz się tyłem pod najbliższą ścianę, tak, żeby nikt nie zauważył. Twoja uwaga jest ukierunkowana na pracę i to ona stała się sensem twojego życia - w informatyce i technologii upatrujesz nie tylko sposób zarobku, to dla ciebie jedyne wciągające zajęcie i najlepsza rozrywka, ale przecież ludzie z IQ niższym niż twoje szaleńcze 187 punktów nie mogą tego zrozumieć. I nie rozumieją. Więc to stąd biorą się twoje problemy z kontaktami interpersonalnymi - otoczenie jest dla ciebie po prostu za głupie? A może to najzwyczajniej w świecie ty jesteś zbyt inteligentny? Amadeusz Clinton Jarsdel, pierwszy chodzący dowód na to, że bycie geniuszem powoduje problemy z okazywaniem uczuć! To już chyba początek znieczulicy. Działasz jak maszyny do których jesteś tak przywiązany i które tak bardzo sobie cenisz, czujesz się nieswojo, wręcz niezręcznie, jakoś tak dziwnie skrępowany, kiedy jesteś świadkiem wylewnych emocji u innych osób; płacz, radość, okazywana publicznie miłość i przywiązanie - to wszystko sprawia, że masz ochotę po prostu odwrócić się i wyjść, tak po prostu trzasnąć drzwiami, nie żegnając się nawet ozięble z domieszką ironii. Ale, nie oszukujmy się, masz na to ochotę przez większość czasu.
Zainteresowania: Informatyka, mikro i nanotechnologia, technika wojskowa, inżynieria i inżynieria wojskowa, procesy technologiczne, ogół nauk ścisłych (w szczególności fizyka i matematyka stosowane w informatyce), hakerstwo. Z drugiej strony fascynuje go także wszelkiego rodzaju kryminalistyka i historia Europy, w szczególności Wielkiej Brytanii.
Historia: Syn gospodyni domowej i szanowanego chirurga zszywającego ludzi w jednym z większych szpitali Europy, dorastał w szczęśliwej rodzinie. Nie było ich może stać na większe luksusy, ale zarówno Amy, jak i jego młodsza siostra, mieli przywilej chodzenia do szkoły. To właśnie w niej zaczęły się pierwsze problemy młodego Jarsdela - nigdy nie należał do osób otwartych i wygadanych, a jego ciche, spokojne usposobienie i zamiłowanie do nauki przysporzyło mu wielu nieprzyjemności ze strony szkolnej grupki osiłków. Chłopiec często wracał do domu z podbitym okiem lub sińcami na brzuchu, ale nawet mimo wielokrotnych interwencji rodziców u dyrekcji do końca edukacji nie spał po nocach, bojąc się następnego dnia. Miał osiem lat i dwuletnią siostrę, kiedy ich matka ciężko zachorowała. Benedict Jarsdel kochał swoją żonę ponad życie i skoczyłby dla niej w ogień bez chwili wahania; może to dlatego nie chciał wierzyć, że właśnie u niej wykryto guza mózgu. Rak był złośliwy i nadzwyczaj duży, z rodzaju tych, które nie dają prawie żadnych objawów dopóki nie będzie już za późno. Mężczyzna miotał się wściekły i bezradny, patrząc, jak jego ukochana marnieje w oczach. Amy bał się o matkę, choć nie rozumiał, co się dzieje, a jego ojciec nie chciał słuchać tłumaczeń onkologów, że już za późno, że nie można nic już zrobić. Wiedział świetnie, że guz jest nieoperowalny - w końcu poświęcił medycynie całe życie. Ale kiedy ludzie są zdesperowani, chwytają się każdej nadziei. Gdy więc chemia zaczęła działać, kiedy rak zaczął się zmniejszać, Benedict bez wahania podjął się przeprowadzenia operacji. Ósmego sierpnia dwutysięcznego sto trzynastego roku Annamarie Jarsdel zmarła na stole operacyjnym swego męża, pod jego własnym skalpelem, a w domu czekała dwójka dzieci pytająca kiedy wróci mama. Mężczyzna zaczął topić swe smutki w alkoholu, a w domu się nie przelewało, i gdyby nie pomoc ciotki, Amadeusz z siostrą najprawdopodobniej trafiliby do sierocińca. Przygarnęła rodzeństwo, wychowując je niemal jak swoje własne dzieci. To dzięki niej Amy mógł kontynuować swoją edukację; od zawsze zdawał się być wyjątkowo uzdolniony w dziedzinie przedmiotów ścisłych - mając cztery lata budował pierwsze układy scalone, jako trzynastolatek włamał się do bazy danych OSWE tylko dlatego, że najzwyczajniej w świecie się nudził, a kiedy rok później - po przeskoczeniu trzech i pół klasy - szedł na studia, nagle zainteresował się nim rząd. W wieku siedemnastu lat był najmłodszym profesorem inżynierii i informatyki na świecie. Wkrótce potem zaproponowano mu posadę szefa wydziału informatycznego w OSWE - odpowiedzialne stanowisko - co początkowo zdecydowanie nie przypadło do gustu jego nowym podwładnym. Szybko przekonano się, że nowy szef, mimo niecałych osiemnastu lat, jest o niebo lepszy niż jego poprzednik. Życie nareszcie zaczęło mu się jakoś układać... i właśnie wtedy na swojej drodze spotkał Jego. Francis Fortier był jednym z tych łamaczy serc, którzy świetnie wiedzą, jak ich wygląd działa na otoczenie, z pewnością nie miał jednak pojęcia, jak działa on na biednego Amadeusza. Pierwsza miłość, jak to mówią, jest najpiękniejsza, ale zawsze mija. Jarsdel przez dobre dwa lata wodził zakochanym wzrokiem za obiektem swoich westchnień, sztywniał kiedy tylko Francis i jego złote włosy zjawiali się w pobliżu. I w końcu nawet zebrał się na odwagę, by wreszcie mu o tym powiedzieć, poczynić pierwszy krok... ale nie zdążył. Tego samego dnia Francis Fortier, jeden z najlepszych Tropicieli jacy kiedykolwiek służyli w OSWE, zginął podczas misji. To był punkt zwrotny w życiu Amadeusza. Bodziec, dzięki któremu wreszcie dorósł. Przestał być bojącym się własnego cienia chłopaczkiem, podlotkiem który może pochwalić się tylko szaleńczo wysokim IQ i niczym poza tym. I to chyba właśnie wtedy tak na dobre zamknął się w sobie. Wyprowadził od ciotki, odsunął w cień społeczeństwa, pozwalając życiu spokojnie płynąć obok niego, a sam całkowicie oddał się pracy. I tylko w ciemności własnej ciasnej kawalerki potrafi przyznać się przed samym sobą, że wciąż rozpaczliwie tęskni do ciepła ludzkiego ciała, tego trzepoczącego uczucia gdzieś głęboko w trzewiach, kiedy trafiasz wreszcie na kogoś, komu możesz przekazać część ciężaru przygniatającego twoje barki. Jedyne, czego pragnie, to znaleźć w końcu swoje miejsce na świecie i osobę, z którą mógłby je dzielić - szkoda tylko, że nie robi nic, by chociażby zacząć go szukać.
Aparycja: Amy jest szczupłym, wręcz wątłym mężczyzną o jasnej karnacji i twardych rysach. Drobną posturę i wręcz boleśnie przeciętny wzrost - równiutkie metr siedemdziesiąt pięć - szybko nadrabia intelektem i lotnym umysłem. Przejawia zamiłowanie do brązów i szarości, przyjemnie współgrających z jego kręcącą się dziko hebanową czupryną pogrążoną w wiecznym nieładzie, zupełnie jakby facet nie miał w domu szczotki do włosów. Zielone, bystre oczy, ukryte za szkłami okularów, przeważnie wbija w ekran, projekt, książkę lub najnowszy prototyp broni dalekiego zasięgu. Na szyi, ukryty bezpiecznie pod ubraniem, nosi zawieszony na cienkim srebrnym łańcuszku medalik w kształcie ptaka w locie - jedyną pamiątkę, jaka została mu po po matce.
Cel: Nieznany
Orientacja: Homoseksualny
Steruje: frania099 / frania099@gmail.com
Ciekawostki:
  • Mieć urodziny w Walentynki to prawdziwe skaranie boskie. Szczególnie kiedy jesteś gejem bez widoków na trwały związek. Ani jakikolwiek związek.
  • Nosi okulary zawsze i wszędzie, bo potrzebuje ich zarówno do czytania, jak i wszystkich normalnych czynności życiowych. Bez nich może nie jest taki znowu ślepy, ale jednak wszystko wokół nagle staje się rozmazane, a on robi się dość niepewny, bo średnio widzi z kim właśnie rozmawia.
  • Uwielbia swoje dwa koty, kolekcję kubków do herbaty i trzy laptopy, na których punkcie jest skrajnie przewrażliwiony - dotknij któregokolwiek z nich a skończysz z długopisem wbitym w oko.
  • Jest jednym z tych facetów którzy kompletnie nie dbają o swój wygląd, ale jakimś cudem i tak zawsze wyglądają jakby rano spędzali co najmniej godzinę przed lustrem.
  • Swetry. Swetry to jego druga miłość.
  • Wbrew pozorom jego praca nie polega tylko i wyłącznie na siedzeniu za biurkiem i klikaniu na klawiaturze. Jest odpowiedzialny za całą bazę danych OSWE, wszelkie elektroniczne zabezpieczenia budynku, po części nawet zaopatrzenie agentury. Zdecydowanie najodpowiedzialniejszym spośród jego obowiązków jest sprawowanie nadzoru nad misjami przeprowadzanymi w terenie - utrzymuje bezpośredni kontakt słuchowy z agentami, zapewnia im wszelkiego rodzaju udogodnienia, ostrzega przed przeszkodami, słowem: jest głosem w uchu prowadzącym wśród labiryntu uliczek, dobrym duchem, który zza ekranów i klawiatur steruje ruchem ulicznym podczas problematycznych pościgów. Od czasu do czasu także mikołajem z worem prezentów od techników, do których często wpada wraz ze swoimi genialnymi zdolnościami inżyniera.
  • Większość osób - szczególnie ci świadomi jego orientacji seksualnej - złośliwie zwraca się do niego per Amy. Jeszcze do niedawna okropnie go to denerwowało, ale na własne szczęście zdążył już jako tako przywyknąć do bycia nazywanym żeńskim imieniem.
  • Jeśli jesteś homofobem, nawet nie licz na ciepłe przyjęcie w jego laboratorium. Krzywdzące stereotypy o zniewieściałym geju zostaną nagrodzone serią wściekłych spojrzeń, wyrafinowanym wyzwiskiem i pierwszą lepszą rzeczą ciśniętą w twoją stronę. You have been warned.
  • Jak można łatwo stwierdzić, oprócz laptopów jest mocno przewrażliwiony również na punkcie swojej orientacji seksualnej. Każdy, kto odważy się niepochlebnie wyrazić o homoseksualistach w jego obecności, zostanie uraczony wściekłą tyradą i wyzwany od ignoranckich świń. W najlepszym wypadku.
  • Nie do końca wiadomo skąd wziął się jego pseudonim, a sam Amadeusz niespecjalnie kwapi się do opowiadania komukolwiek jego historii. Może to dlatego że jest takim życiowym przegrywem?
  • W jego ciasnej kawalerce - podobnie zresztą jak w laboratorium - panuje wieczny nieporządek. Ale Zero jakimś cudem i tak zawsze znajduje w swoim chlewie wszystko, czego akurat potrzebuje, więc nikt się nie czepia.
  • Świetnie gotuje, ale najczęściej po prostu odgrzewa sobie to, co siostra podrzuciła mu na początku tygodnia. Gdyby nie ona, prawdopodobnie już dawno temu zacząłby żywić się samą herbatą.
  • Zna na pamięć budowę broni palnej, a w bocznej kieszeni torby na laptopa zawsze nosi pistolet - tak tylko, żeby czuć się bezpieczniej. Ale nigdy nie musiał do nikogo strzelić i zapewne nigdy nie da rady tego zrobić. Jest na to zwyczajnie za słaby psychicznie.
  • Nienawidzi być straszony. Podskakuje co najmniej metr w górę na każdy głośny, niespodziewany dźwięk, a kiedy ostatnio do jego laboratorium wpadła bez zapowiedzi grupa zniecierpliwionych wojskowych czekających na przydział uzbrojenia wskoczył na ręce najbliżej stojącej osobie. I do tego krzyczy jak dziewczynka kiedy się czegoś boi.
  • Nerwowo przebiera palcami za każdym razem kiedy jest czymś zaniepokojony albo zdenerwowany. Taki odruch, pozwalający choć odrobinę rozładować napięcie.
  • Uosobienie ostrożności i pracoholizmu - musi mieć coś do roboty, inaczej zwariuje.
  • Ma paskudne uczulenie na opium będące składnikiem większości leków nasennych i nawet po zażyciu małej dawki zaczyna mieć poważne problemy z oddychaniem.
  • Poważnie uzależniony od herbaty, nie potrafi normalnie funkcjonować bez co najmniej czterech kubków dziennie.
  • Przeciętny człowiek ma IQ na poziomie około 100 punktów. Amadeuszowi bozia dała całe 187, co czyni z niego geniusza w sferze przedmiotów ścisłych - głównie matematyki, fizyki i informatyki. Dla porównania: Hawking miał 160.
  • Zawsze dobrze dogadywał się z siostrą, ale przez ostatnie lata ich kontakty nieco się rozluźniły, głównie za sprawą wiecznego braku czasu Amy'ego. Siostra mimo wszystko wciąż często wpada do niego na herbatę lub zaopatrzyć go w nadające się do spożycia jedzenie. I przy okazji robi mu w mieszkaniu "porządki" po których biedak nie ma zielonego pojęcia gdzie co jest.
  • Kompletna noga jeśli chodzi o jakiekolwiek sporty. Ma beznadziejnie słabą kondycję - nawet wchodzenie po schodach potrafi przyprawić go o zadyszkę. Kiedyś co prawda próbował zacząć biegać, ale po trzech przecznicach uznał, że to nie dla niego, i wrócił gnić przed laptopem.
  • Boi się latania. Nie ma co prawda lęku wysokości, ale za żadne skarby świata nie wsiądzie do żadnej maszyny latającej.
  • Uwielbia wszystkie te oklepane, nieco denne filmy szpiegowskie sprzed wielu lat i ma w zwyczaju oglądać je po kawałku kiedy trafi mu się przerwa w pracy.
  • Znany ze swojego ciętego języka - ostre riposty wydają się być wpisane w jego charakter od kiedy nauczył się wreszcie doceniać samego siebie i przestał chować się w cieniu rówieśników.
Inne zdjęcia: X, X, X, X, X, X, X, X, X, X, X, X, X, X, X


I'm going to science the shit out of you

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz