wtorek, 26 stycznia 2016

od Rity

Iście nieprzyjemny alarm budzika obudził jasnowłosą. Nigdy jej się nic sensownego nie śniło, a ten dzień nie był wyjątkiem. Sięgnęła ręką do stoliczka nocnego, aby uciszyć irytujące urządzenie, ale przypomniała sobie, że poprzedniego wieczoru przestawiła zegar na biurko, gdyż zawsze po wyłączeniu alarmu kontynuowała sen. Wściekła na samą siebie za tę idiotyczną decyzję usiadła na łóżku. Ziewnęła przeciągle i przeczesała ręką włosy. Po chwili bezczynnego siedzenie na materacu w stanie półsnu zsunęła się na podłogę. Poczłapała ciężko do wrzeszczącego na biurku budzika i wyłączyła go mocnym uderzeniem. Nie był głośno nastawiony. Nie musiał być. Rita obróciła się wokół własnej osi i rozejrzała po pokoju. Przez chwilę zapomniała, co takiego miała zrobić. Nagłe olśnienie i kobieta skierowała się do łazienki. Wszystkie czynności wykonywała powoli i niezdarnie. Poł godziny później, odświeżona, rozbudzona i gotowa na kolejny nudny dzień wyszła z toalety. Ubrała się i już miała przejść do kuchni, gdy nagle dostała napadu pedantyzmu i pościeliła łóżko. Zadowolona ze swojej produktywności spojrzała na znienawidzony budzik nadal czający się na zawalonym papierami biurku. 7:48. Miała dwanaście minut na zjedzenie śniadania i pokonanie 15 kilometrów do „Pszczółki”. Uznała jednak, że ten dzień zapowiada się na równie nudny co zwykle, więc lepiej będzie wzbogacić go o spóźnienie do pracy. Spokojnie zjadła tosty z żółtym (tylko z nazwy) serem i popiła kubkiem herbaty. Ogarnęła nieco bałagan w kuchni, gdyż nadal czuła skutki „ataku”. Spóźniona już 8 minut wyszła z mieszkania i zbiegła w dół klatki schodowej. Aktualnie nie było ją stać na żaden pojazd, więc zawołała przejeżdżającą taksówkę. W środku jak zwykle śmierdziało zepsutym jedzeniem i rzygami zamaskowanymi cytrusowym odświeżaczem samochodowym. Kierowca również nie pachniał najpiękniej. Ale kto po spędzeniu siedmiu godzin w takim smrodzie, gdy nie przejmuje się higieną będzie pachnieć fiołkami. Dotarła na miejsce dwadzieścia minut po ósmej. Zapłaciła taksówkarzowi, po czym wreszcie odetchnęła mniej śmierdzącym powietrzem miasta. Poczłapała do pełnego już o tej porze budynku OSWE. Nikt nie zwrócił uwagi na spóźnionego Tropiciela. Rita niespiesznie poszła do swojego gabinetu, gdzie czekał już na nią nowy asystent jej przełożonego. Jack Russel był młodym, wysokim i niebrzydkim brunetem, który bardzo cenił swoja pracę i niecierpliwie czekał na awans. Gdy dostrzegł wchodzącą kobietę wstał z krzesła natychmiast kończąc rozmowę z Gwen Michaels, sekretarką jej współpracownika, którego nie dostrzegła w pomieszczeniu. Russel podszedł do niej trzymając w rękach jakieś papiery. Rita zignorowała go i podeszła do swojego biurka. Zdjęła płaszcz, który zawiesiła na stojącym obok wieszaku, siadła ciężko na obrotowym fotelu i wzięła do ręki pierwsze lepsze akta udając zajętą czytaniem ich. Jack podszedł do niej i otworzył usta zapewne z zamiarem przekazania jej wiadomości od pana Robertsona.
- Witam pani Stark – zaczął – chciałem zauważyć, że spóźniła się pani 22 minuty. Pan Robertson nie toleruje spóźnień – zrobił przerwę w oczekiwaniu na jej reakcję, która oczywiście nie nastąpiła (Russel był zbyt nudną personą) – Mam tu dla pani dane dotyczące nowego podejrzanego o współpracę z DRK.
Rita nadal ignorowała mężczyznę. Russel rzadko kiedy widywał się z blondwłosą, a jeszcze rzadziej z nią rozmawiał. Nie znał więc jeszcze jej skłonności do olewania ludzi. Cierpliwie czekał z wyciągniętymi w kierunku Tropicielki papierami.
- Połóż je na jej biurku – wtrąciła się Michaels.
Jack posłusznie położył papiery na stosie innych akt i danych, po czym skierował się do wyjścia. Po drodze zatrzymał się przy stanowisku sekretarki.
- Ona tak zawsze? – spytał półgłosem.
- Tak – odpowiedziała Gwen – Jest trochę dziwna. Nie przejmuj się tym.
Gdy oboje wymienili między sobą uśmiechy Rita już wiedziała, że kroi się romans. Oczywiście nie zamierzała tego od razu rozpowiadać. Zachowała sobie tę informację dla siebie. Wiedziała jak może ją później wykorzystać. Drzwi zamknęły się za brunetem. Rita odrzuciła służące jej za przykrywkę papiery i sięgnęła po świeżo przyniesione przez Russela. Podejrzanym był James Chook, były członek OSWE. Jasnowłosa przyjrzała się zdjęciu mężczyzny i przejrzała szybko jego historię. 
- Nuda – jęknęła do siebie.
Odrzuciła Jamesa Chooka na biurko, zakręciła się na fotelu i zdjęła buty razem ze skarpetkami. Była wściekła, gdyż dzień zapowiadał się niesłychanie nudny. Z nadzieją na coś ciekawego przejrzała jeszcze raz dane wszystkich podejrzanych leżące na jej biurku. Bez skutecznie. 
- Pani Stark – przerwała jej sekretarka – jest pani proszona do biura pana Robertsona.
Była to jedyna ciekawa rzecz która jej się tego dnia przytrafiła więc postanowiła skorzystać z zaproszenia. Wstała i (nadal bez butów) wyszła na korytarz. Pokój, w którym jej przełożony aktualnie urzędował znajdował się cztery piętra wyżej, skręciła więc w lewo. W kierunku windy. Rita żwawo weszła do gabinetu Robertsona. 
- Stark! – mężczyzna spojrzał na nią znad okularów – Musimy pogadać o twoim spóźnieniu.
W kącie siedział Russel i z nieukrywaną satysfakcją czekał, aż jasnowłosa otrzyma naganę od szefa. 
„Jak w przedszkolu” pomyślała z zażenowaniem. Usiadła na krześle stojącym przed biurkiem Robertsona.
- Słucham, panie Robertson.
Siwiejący już mężczyzna otworzył usta z zamiarem ustnego ukarania podwładnej, gdy otworzyły się drzwi. Stanęła w nich większości znana, zagubiona osoba Zastępcy Dowódcy.
Rita uznała, ze wreszcie robi się ciekawie.

<Christopher?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz