piątek, 22 stycznia 2016

od Natashy

Obraca się i widzi przepaść.
Dzieli ją od niej zaledwie kilka kroków.
Przepaść jest wąska, ale na tyle głęboka, że próżno szukać jej dna. Dalej rozciąga się krwistoczerwony pejzaż, trochę jak namalowany, ale tylko trochę. Gdzieś w tyle rozbrzmiewa strzał - jeden, drugi, potem cała salwa. Ich huk szumi jej w uszach niczym donośny łopot skrzydeł przerażonego ptaka. A może to tylko jej serce?
Obudziła się nagle, z zaciśniętą na kołdrze pięścią, wyostrzonym słuchem, gotowa do biegu. Który to już raz w tym tygodniu? Trzeci? Czwarty? Zawsze śni jej się ten sam sen. Zawsze, bez wyjątku. I za każdym razem wyprowadza ją to z równowagi bardziej niż powinno, bardziej niż by tego chciała.
Elektroniczna tarcza budzika wskazywała piątą trzydzieści osiem, światła w łazience zapaliły się z cichym brzęczeniem kiedy przesunęła dłonią po wbudowanym w ścianę przełączniku. Stała na zimnych kafelkach, boso, mając na sobie jedynie starą koszulkę na ramiączkach i czarne figi. Niejeden dałby sporo żeby mieć szansę ją taką zobaczyć.
Kobieta w lustrze miała drobną twarz i pełne wargi, burzę rozczochranych, ogniście rudych włosów. Zielone oczy patrzyły z pogardą.
- Вы посмотрите, как шлюха* - odezwało się odbicie. Natasha uśmiechnęła się pod nosem, trochę złośliwie i bardzo smutno, i odwróciła od kobiety w lustrze. Wciągnęła na siebie spodnie, zmieniła koszulę, odkopała z krzesła ciemną marynarkę.
Było przed szóstą, ale świetnie wiedziała, że i tak już by nie zasnęła.


Minęło właśnie popołudnie, a Natasha nie miała już nic do roboty. Wyjście na krótką przerwę wydawało się jedynym sensownym rozwiązaniem.
A przynajmniej w teorii.
- Nat! Hej, Nat! Poczekaj!
William Lucen był prawdopodobnie jedną z tych niewielu osób na świecie, które nie zwracały się do niej per pani doktor, względnie agentko Petrova, i Natasha była mu za to dozgonnie wdzięczna. Ostatni bowiem zdrobniale zwracał się Iwan, zastępujący jej ojca i całą najbliższą rodzinę, i gdyby spojrzeć na Willa spod przymrużonych powiek, to istniałoby między nimi spore podobieństwo - ta sama wysoka, wiecznie idealnie prosta sylwetka, nieogolona twarz i nieuczesane ciemne włosy. To zabawne jak bardzo jej współpracownik przypominał jedną osobę, która kiedykolwiek z własnej woli okazała jej dobre serce.
Przystanęła w połowie oświetlonego rażącym światłem jarzeniówek korytarza, czekając cierpliwie aż mężczyzna się do niej przytoczy. Mimo postury niedźwiedzia miał beznadziejną kondycję i nawet krótki trucht przyprawiał go o zadyszkę.
Zatrzymał się, wcisnął jej w dłoń plik dokumentów i otarł pot z wysokiego czoła.
- Projekty - wyjaśnił, widząc jej uniesione pytająco brwi. - Nowe i niezatwierdzone, Hank podrzucił dziś rano i właśnie skończyliśmy nad nimi siedzieć. Jest parę poprawek, ale szefostwo nie powinno mieć większych zastrzeżeń. Byłbym wdzięczny gdybyś je przepchnęła.
Natasha przez chwilę w ciszy przeglądała dokumenty. "Nowe projekty" składały się w głównej mierze ze szczegółowo opracowanych ulepszeń do urządzeń lotniskowych i wstępny zamysł nowego odrzutowca. Takie rzeczy teoretycznie omawiane powinny być na oficjalnych spotkaniach, ale kobieta świetnie wiedziała, jak wygląda to w praktyce - Will z grupką zaufanych ludzi zajmuje się paroma pomysłami, a potem wysyła właśnie ją żeby załatwiła to u szefostwa. Pewien wpływ może mieć na to fakt, że nie mają w zespole żadnej innej kobiety.
Ani tym bardziej nikogo, kto lepiej od niej umiałby owinąć sobie facetów z zarządu wokół palca.
- Jasne, nie ma problemu - mruknęła, wzruszając ramionami. Will uściskał ją wesoło, klasnął w dłonie jak małe dziecko i z szerokim uśmiechem zawrócił do ich laboratorium.
Natasha świetnie znała drogę do gabinetu każdego, kto choć trochę liczył się w OSWE. A jako że Luka, prawdopodobnie jej ulubiony zastępca szefów, rozchorował się parę dni wcześniej i wciąż był na chorobowym - siłą rzeczy padło na Christophera. Który był, delikatnie mówiąc, dość specyficznym człowiekiem.
Winda wydała cichy brzdęk, drzwi rozsunęły się. Sekretarka ukryta za potężnym biurkiem ozdobionym stosem papierów uniosła wzrok, kiedy Natasha stanęła przed nią.
- Lewis, Centrum Badania Lotów - uniosła trzymane w ręku papiery, jakby na potwierdzenie. - Muszę omówić z szefem parę spraw.


<I'm comin', darling! ♥ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz