sobota, 30 lipca 2016

od Christophera - CD Natashy

W życiu Therese zawsze liczyły się tylko dwie rzeczy: OSWE i jej ojciec. Jakiegokolwiek rodzaju znajomości czy różnie pojmowany, czas wolny nie miał zwyczajnie racji bytu. Istniała jedynie praca, którą wykonywała do puki mięśnie nie zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Odnajdywanie celu, likwidacja, zdawanie sprawozdania. Człowiek, pistolet, komputer. W kółko i w kółko to samo. 
Wszyscy doznali więc głębokiego szoku, gdy pewnego razu na jeden z rodzinnych obiadów Therese przyprowadziła wysokiego mężczyznę. Sean z początku sprawiał wrażenie osoby niezwykle otwartej i wręcz łaknącej kontaktu z innymi ludźmi. Nawet więc Christopherowi zaczęło nasuwać się pytanie dlaczego ktoś taki, miesiąc po tamtym obiedzie ożenił się z Therese. Szybko się jednak okazało, że Sean znalazł się we właściwym dla siebie miejscu. Mężczyzna bowiem miał niezwykły dar pojawiania się znikąd i zadręczania wszystkich swoją obecnością. Na pierwszy rzut oka interesujący, jednak po dłuższej znajomości upierdliwy, niczym wrzód, którego w żaden sposób nie da się pozbyć. Wręcz idealnie wpasowywał się w pełną indywiduów rodzinę Cunninghamów, wciśnięty między tyrana, a plastikową lalkę.
Swoim więc zwyczajem, Sean cichaczem wślizgnął się do małego pokoju, gdzie Natasha przykładała Christopherowi mrożone owoce i od razu zaczął nawijać.
- Wszystko w porządku? Jestem lekarzem, więc pozwólcie, że to obejrzę. Naprawdę dobrze się na tym znam. Często przywożą do mojego szpitala pokiereszowanych żołnierzy OSWE. Pod takim kontem nic nie zobaczę. No, już odchyl nieco głowę.
Christopher siedział jednak zupełnie nieruchomo z miną obrażonego dziecka i co chwila rzucał Natashy błagalne spojrzenia, żeby pozbyła się stąd Seana. 
Młody lekarz zdawał się zupełnie nie zauważać, że jego obecność nie jest pożądana i mimo wyraźnego sprzeciwu swojego pacjenta, uważnie zbadał sińca.
- To nic poważnego. Naprawdę. Szybko powinno zniknąć. Uwierz mi. Therese raz wróciła do domu z taką śliwą, że ledwo ją poznałem. Słowo daję! I...
Nagle rozległo się czyjeś znaczące kaszlnięcie. Wszyscy jak na komendę spojrzeli w kierunku drzwi, gdzie stał zgarbiony Marcus.
- Ja i Aurelie już się zbieramy. Miło było cię poznać Natasho. - Mężczyzna odwrócił się powoli. - Byłbym zapomniał. Ojciec chciał porozmawiać z tobą na osobności, Christopherze.
_______

Anthony stał na pustym balkonie i palił papierosa. Jego zimny wzrok omiatał podświetloną fontannę i ludzi, którzy wylegli na zewnątrz, gdy tylko przestało padać.
- Nie będę prawił bezsensownych kazań, synu. Takie rzeczy nigdy do ciebie nie docierały - westchnął Anthony i odwrócił się przodem do Christophera, który miał w tamtym momencie ochotę zapaść się pod ziemię. - Powiem więc tylko raz. Przynajmniej w towarzystwie nie przynoś mi wstydu. Przynajmniej kiedy ludzi na mnie patrzą.


- Dobrze - wykrztusił Christopher z trudem powstrzymując natłok myśli.
- Dobrze? To jest twoja odpowiedz? Nie interesuje mnie, że miałeś powody by uderzyć tamtego mężczyznę. - Mentalne wiertło zaczęło borować umysł młodszego z mężczyzn. - Takich spraw nie załatwia się na oczach innych ludzi. - Christopher zatoczył się z bólu.
- Przestań... proszę... 
Anthony podszedł ostrożnie do syna i przytrzymał mu głowę tak, żeby spojrzeli sobie prosto w oczy.
- Jeszcze raz spróbujesz w mojej obecności zrobić coś głupiego, a zaboli cię dużo bardziej niż teraz. - Mentalne wiertło zdawało się lada moment przebić na wylot czaszkę Christophera, kiedy nagle opadło. - Zapamiętaj to proszę, synu.
_______

Jedyną rzeczą jaką zastępca OSWE mógł wykrztusić z siebie chwile po rozmowie z ojcem, było ciche: Wracajmy. Natasha pokiwała znacząco głową i pomogła Christopherowi utrzymać się na nogach, które zaczęły zachowywać się niczym wata.

<Zabierz go stamtąd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz